autor: Piotr Kałowski - psycholog, psychoterapeuta w trakcie szkolenia
W ostatnich dniach w Internecie pojawia się zalecenie, aby wydzielić sobie czas - na przykład pół godziny - na martwienie się lub czytanie wiadomości. Pojawiające się lękowe myśli mamy “odłożyć” na ten czas, który następnie powinniśmy spędzić w pełni na nich skupieni. W jaki sposób jednak takie zalecenie ma przynieść pozytywne efekty?
Pomoc psychologiczna i psychoterapia są oparte na teoriach naukowych (tj. teoriach spełniających kryteria naukowości, wyznaczane przez tzw. filozofów nauki Hughes, 2018). Poszczególne ich elementy oraz wywiedzione z nich techniki terapeutyczne są następnie testowane w eksperymentach. Wreszcie, ich skuteczność bada się “w polu”, poza uniwersytecką kliniką czy laboratorium (Wampold, Imel, 2015). Proces ten odnosi się zarówno do “twardych” koncepcji, jak terapia zaburzeń lękowych przez odwrażliwianie (Öst i in. 2015) jak i tych “miękkich”, jak przywiązanie czy współczucie wobec samego siebie (zob. np. Schore, 2001; Falconer i in, 2016). Owo połączenie empatycznej relacji z osadzeniem w nauce czyni psychoterapię efektywną i odróżnia ją od, na przykład, wspierającej rozmowy między przyjaciółmi.
W naukowym języku zatem martwienie się to “łańcuch nacechowanych negatywnymi emocjami i względnie niekontrolowanych myśli i obrazów” który stanowi “próbę mentalnego rozwiązywania problemów” (Borkovec i in., 1983, s. 9). W starciu z przewlekłymi problemami lub sytuacjami poza naszą kontrolą (tak, jak ta obecna), ten naturalny proces przestaje nam jednak służyć. Martwienie się kieruje naszą uwagę na “czarne scenariusze”, często zniekształcając nasz obraz sytuacji. Z kolei im więcej myślimy o czarnych scenariuszach, tym łatwiej przychodzą nam do głowy - tworzy się błędne koło.
W większości przypadków lepiej lub gorzej radzimy sobie z różnymi przeciwnościami losu. Z racji tego, że martwienie się zajmuje tyle czasu i uwagi, mamy jednak czasami skłonność do przypisywania mu ochronnej roli - “Tym razem mi się udało, bo się martwiłem, a to motywowało mnie do działania” (Wells ,1995). Przy następnej trudnej sytuacji, prawdopodobieństwo naszego zamartwiania się wzrasta. Na dłuższą metę prowadzi to do przygnębienia, poczucia bezsilności, wyczerpania i rozkojarzenia (Borkovec i in., 1983). Nieświadomie “ćwiczymy się” w martwieniu, przez co zaczyna ono sprawiać wrażenie niekontrolowanego (Wells, 2011). Naszą naturalną reakcją mogą być wtedy próby “nie myślenia o tym”. Jest to jednak paradoksalny proces umysłowy, w którym aby wyłapać wszystkie myśli, które chcemy zagłuszyć, musimy wciąż o nich pamiętać i poszukiwać ich w swoim wewnętrznym monologu (Wenzlaff, Wegner, 2000). Nieudane próby owego zagłuszania powodują następnie jeszcze większe przygnębienie i bezsilność. Błędne koło się rozpędza…
Zalecenie, aby świadomie zauważać i “odkładać na potem” lękowe myśli ma pomóc nam odzyskać wiarę we własny umysł - pokazać, że jesteśmy w stanie świadomie kierować uwagę i skupiać się na tym, na czym chcemy. Także, daje nam szansę doświadczyć, że martwienie się nie jest niezbędnym elementem rozwiązywania problemów. Nie jest to zatem truizm z gatunku “pozytywnego myślenia” lecz terapeutyczna technika wywiedziona z dekad badań psychologicznych prowadzonych na całym świecie!
***
Jeżeli zauważasz u siebie niepokojące objawy związane z lękiem, stresem, przygnębieniem lub innymi zmianami, Psychologowie i Psychoterapeuci dla Społeczeństwa oferują bezpłatne konsultacje.
Comments